19 lipca 2015

1.4.

Poprawiłam swoje podarte jeansy i powoli weszłam do gabinetu Liama.
- Chciałeś mnie widzieć - powiedziałam nieśmiało zagryzając wargę i siadając na krześle.
- Tak, czas na decyzję - powiedział zapalając papierosa. Spojrzał na mnie wydmuchując powoli dym. - Chcesz zostać czy wolisz...zostać zabita?
- Oh, co za delikatność - sarknęłam zakładając nogę na nogę.
- Milej - warknął Liam nachylając się nad biurkiem
- Oczywiście - zamrugałam uroczo powiekami i westchnęłam po czym podparłam głowę ręką i uśmiechnęłam się pewnie. - Zostaje Liam, dobrze mi tu.
- Więc życzę ci powodzenia, nie licz na taryfę ulgową.
- Chcę tylko jednego - powiedziałam cicho, a Liam uniósł pytająco brew. - Prawdy o moim ojcu.
- Dobrze - Payne kiwnął głową i wstał, podszedł do jakiejś szafki, po czym wrócił do biurka z teczką. - Twój ojciec nie nazywa się Phil Fairchild, jak wszystkim mówił, ale John Bergman. Urodził się w Australii, jego matka była rdzenną mieszkanką Australii a ojciec pochodził z Londynu. W wieku 10 lat wrócił wraz z nim tutaj. W wieku 20 lat poznał twoją matkę, czyli wysoko urodzoną Brytyjkę, Audrę Travers. Poślubił ją dwa lata później, miesiąc po ślubie na świecie pojawiłaś się ty, a 10 lat później twoi bracia. Od kiedy miał 16 lat brał udział w handlu narkotykami, dostał się do gangu, jednego z najlepszych, ale naszego wrogiego. I cóż, w końcu po latach objął w nim rządy. Nie wchodził nam w drogę, aż do czasu. Był to drugi miesiąc mojego szefowania, byłem porywczy, młody i głupi, więc zatarg stał się poważny. A poszło o jednego idiotę z jego gangu, który się opił i pomylił terytoria. I tak z dnia na dzień wszystko robiło się gorsze. W końcu nasz konflikt wszedł na najwyższy poziom z korzyścią dla nas. Zagroziliśmy mu, że albo odda nam pieniądze, które był nam winien, albo zabijemy jego rodzinę. Niestety, albo stety nic do niego nie trafiło, więc...zrobiliśmy to. Oszczędziliśmy tylko ciebie Rose.
- Jego też moglibyście zabić - wyszeptałam z łzami w oczach. - Nienawidzę go. Jest kłamcą, a nie moim ojcem! - wrzasnęłam i wybiegłam z gabinetu. Skończyłam w sali treningowej, zwinęłam się w kulkę i cicho płakałam. Nie wierzyłam, że osoba, którą znałam całe życie była tak naprawdę osobą, której nie znałam, to wszystko było wielkim kłamstwem. Całe moje życie, które wcześniej było idealnie poukładane teraz waliło mi się na głowę. Czas było stanąć na nogi i wszystko unieść...czekała mnie wielka zmiana. Przyłączyłam się właśnie do najsłynniejszego, londyńskiego gangu - Differents, którzy, ironicznie, byli największymi wrogami mojego ojca. Bardziej nie mogli mu dowalić, ale szczerze mu się należało.
- Maleńka - Louis powoli do mnie podszedł i dotknął mojego ramienia kucając przede mną. - Martwimy się. Siedzisz tu godzinę.
- Dam radę, po prostu to kołujące, że ktoś kogo tyle znam okazuje się kłamcą, osobą z podwójną tożsamością... . Pieprzonym zabójcą i gangsterem.
- Ja też jestem zabójcą i gangsterem.
- Ale się z tym nie kryjesz - pokręciłam głową.
- I owszem - skinął, po czym pomógł mi wstać i przytulił mnie do siebie. - Spokojnie kruszynko. Wszystko będzie dobrze, dasz radę. Jesteś chyba najsilniejszą osobą na świecie. Wiele osób na twoim miejscu nigdy by się nie podniosło, a popatrz na siebie. Jestem dumny - poklepał mnie po plecach delikatnie.
- Dziękuje, naprawdę Lou, dziękuje.
- Nie masz za co Rosie. Chodź, może coś zjesz?
- A która godzina?
- Dochodzi północ.
- To za późno, pójdę spać. Jesteś cudowny i jeszcze raz dziękuje za wsparcie - uśmiechnęłam się i poszłam do siebie, wzięłam szybciutki prysznic, zmyłam makijaż, rozczesałam włosy, ubrałam piżamę i położyłam się do łóżka. To był długi dzień, najpierw bardzo ciężki i wyczerpujący trening, potem szybki prysznic i zakupy z Perrie a na koniec rozmowa z Liamem, która zmieniła wszystko, nadal pamiętam jak tato zabierał mnie do firmy jak byłam mała, nie wyglądało to na gang...

*retrospekcja, osiem lat wcześniej*

Powoli szłam nieśmiałym kroczkiem za tatą do jego biura, wszyscy dookoła patrzyli na mnie pobłażliwe, może ta różowa sukienka sprawiała, że wyglądałam na młodszą? Oby nie... 10 lat to wiek którym powinnam się chwalić, a moja mama ubiera mnie tak, że wyglądam na młodszą. Jestem przecież już prawie dorosła! Niedługo będę w połowie szkoły*! To nie fair, że koleżanki z klasy w soboty mogą zostawać w domu, a mój tato bierze mnie ze sobą do pracy, nadal uważa, że fascynuje mnie bawienie się spinaczami, nie mam 6 lat, obecnie wolałam z innymi dziewczynami bawić się naszymi lalkami. Niektóre z nich miały niesamowite domki dla lalek, ja niestety takiego nie miałam...
- Kochanie dzisiaj posiedzisz tutaj, z panią Lily. Ja mam coś do załatwienia - zapewne kolejne spotkanie po którym wróci umazany czerwoną szminką, która nie należy do mamy i wszyscy dookoła będą udawać, że wszystko jest normalne. Może byłam dziesięciolatką, ale nie byłam głupia, ale co mi pozostało... skinęłam więc tylko głową robiąc słodkie oczka i usiadłam na kanapie majtając nogami


*nie pamiętam nic o szkolnictwie w Anglii ale tam chyba też jest 12 klas, idk. jest pierwsza w nocy


____________

A/N:

Czytasz = komentujesz
Piszcie kogo mam informować
Informuje tylko za pośrednictwem twittera

17 lipca 2015

1.3.

Zamknęłam oczy i skoczyłam. Czułam, jak lina się napręża, a ja wracam do góry. Pisnęłam cichutko i zwinęłam się w kulkę, czekając na zderzenie z sufitem, ale zanim to nastąpiło, znowu obrałam kierunek w dół. Patrzyłam z przerażeniem, jak ziemia jest coraz bliżej, ale efektownie zatrzymałam się kilka centymetrów nad nią. Z cichym westchnieniem odpięłam linę i stanęłam na nogach, po czym poszłam do przebieralni, gdzie wzięłam prysznic, a włosy związałam w kucyka i ubrałam świeże ubranie, czyli białą koszulkę, szare jeansy i szare trampki i usiadłam na ławce czekając na Perrie która miała zaprowadzić mnie z powrotem do mojego pokoju. Tupałam nogą, nucąc jakąś piosenkę, którą ostatnim czasem ściągnęłam na iPoda. Blondynka bardzo szybko przyszła i prawie biegiem odprowadziła mnie do mojego pokoju, aby po chwili go zamknąć. Niestety dokładnie. Zauważyłam jednak, że powoli wpasowywałam się w życie tutaj, Zayn, Perrie i Louis coraz bardziej mi ufali. Liama starałam się unikać. Jednakże pojutrze miałam mieć z nim małą rozmowę dotyczącą tego, czy zostanę tutaj, czy zdecyduje się umrzeć. W sumie nie byłam pewna na sto procent czy chce tutaj zostać. To wszystko nadal mnie przerażało, zabijanie ludzi to nie moja bajka. Zdecydowanie nie moja.
- Rose jak tam? - Do pokoju wpadł Louis.
- Dobrze, mam zakwasy, ale jest okej. Przeraża mnie koncepcja rozmowy z Liamem.
- Wiesz przecież, że to on tutaj jest szefem i nie ma szans na obejście tego punktu.
- Tak, tak - westchnęłam i wtuliłam się w kołdrę.
- Jesteś strasznie blada - stwierdził nagle Tomlinson.
- Nie widziałam światła słonecznego inaczej niż przez szybę ani nie byłam na świeżym powietrzu od dwóch tygodni.
- To ubierz coś normalnego i idziemy - kiwnęłam ochoczo głową po czym podeszłam do szafy wybierając czarne legginsy, czarne Vansy oraz dużą koszulkę z nadrukiem. Poszłam do łazienki, gdzie szybko się przebrałam, a włosy związałam w kucyka i wyszłam do Lou.
- Louis, zabrałbyś mnie do fryzjera i tatuażysty?
- Tatuażysta? Ty i tatuaż?
- Mam trzy tatuaże Tomlinson. Chce powiększyć kolekcję.
- No, nie spodziewałem się, dobra chodź Fairchild. - Ruszyłam za nim. Najpierw odwiedziliśmy salon fryzjerski, gdzie skróciłam swoje włosy do ramion i zmieniłam ich odcień na ciemny rudy, a następnie odwiedziliśmy salon tatuażu, gdzie sprezentowałam sobie dwa tatuaże. Wstąpiliśmy jeszcze do Starbucksa na kawę, po czym wróciliśmy do domu. Louis był fajnym towarzyszem. Może trochę gadatliwym i chamskim, ale fajnym. Ze smutkiem weszłam do domu, w którym wiedziała, że zostanę zamknięta. Nadal nie miałam zaufania większości, czyli Harrego, Nialla, Loreen, Alberta no i oczywiście Liama. Ten ostatni szybko raczej mi nie zaufa. Zaraz po wejściu przywitałam się ze wszystkimi, cichutko wzdychając, wiedząc dobrze, że zaraz zamkną mnie w tym głupim pokoju.
- A ty co? Nagle postanowiłaś zrobić się na złą dziewczynkę? Buntujesz się? - Naskoczyła na mnie Bucket.
- O co ci chodzi?
- Tatuaż sobie dziewczynka strzeliła! Ojeju jaka zła! I na rudo się przefarbowałaś. W końcu twój charakter się ukaże
- Spieprzaj ty tleniona, blond wywłoko - warknęłam, a Loreen się na mnie rzuciła. Zaczęła drapać mnie po twarzy, a przez jej ciężar wylądowałam na podłodze. Na oślep zamachnęłam się pięścią, która spotkała się z czymś twardym, a ciepła ciecz zaczęła skapywać na moją koszulkę. Rzuciłam z siebie blondynkę i na nią spojrzałam. Z jej nosa leciała krew.
- Ty kretynko! Złamałaś mi nos!
- Nie drzyj się - powiedział zza mnie chłodny głos, a włosy na moim karku się zjeżyły. Liam... - Chłopcy posprzątajcie. Plus niezły cios Fairchild - nie odpowiedziałam nic, tylko poszłam grzecznie za Louisem do mojego pokoju.
- Komplement od Liama, no, no, no Rosie... szalejesz - wyszczerzył się, przykładając wacik do mojej brwi.
- Proszę cię - wywróciłam oczyma.
- A tak serio cieszę się, że przyłożyłaś Loreen. Od dawna się prosiła, wszyscy mają jej dość, a Payne tylko ją pieprzy... i dlatego też ją trzyma.
- Dzięki za szczegóły - wymamrotałam. - Naprawdę były mi koniecznie potrzebne do życia.
- Oj daj spokój maleńka.
- Maleńka? - zmarszczyłam brwi i syknęłam z bólu.
- Wielka to ty nie jesteś - zaśmiał się. - Dobra to już.
- Dziękuje - Louis tylko się uśmiechnął i wyszedł, a ja poszłam się umyć. Zmyłam makijaż i poprawiłam opatrunek na ręce i nodze, po czym ubrałam piżamę i położyłam się do łóżka. Chwilę jeszcze czytałam, ale nawet nie wiem, w której chwili oczy mi się zamknęły i zasnęłam odpływając do krainy snów.



____________

A/N:
To jest moje opowiadanie
Wymyślam wszystko tak jak chce
Dlatego proszę mi nie mówić, że to jak ją traktują nie ma sensu
Nie podoba się to nie czytaj


Czytasz = komentujesz
Piszcie kogo mam informować
Informuje tylko za pośrednictwem twittera

8 lipca 2015

1.2.

Powoli otworzyłam ciężkie powieki i zobaczyłam dwóch pochylających się nade mną mężczyzn.
- W końcu się obudziłaś - warknął ten z zielonymi oczyma. - Szef chce cię widzieć, zbieraj się. - Próbowałam się podnieść, naprawdę starałam się użyć wszelkich sił, jakie mi pozostały, ale picie wody przez ostatnie 20 kilka posiłków nie pomogło mi, dlatego, gdy podniosłam się z pozycji leżącej, momentalnie upadłam z cichutkim jękiem na podłogę. - Ja pierdole nie rób scen!
- Harry - odchrząknął drugi - ona chyba nie ma siły, Zayn mówił, że nic nie jadła przez tydzień - ahh...więc jestem tu tydzień? Dobrze wiedzieć. Zielonooki tylko westchnął z irytacją i wziął mnie pod ramię, a drugi mężczyzna zrobił to samo i zaczęli mnie za sobą, niezbyt delikatnie, ciągnąć za sobą. Zostałam zaciągnięta do jakiegoś pomieszczenia.
- Zrób z nią porządek Perrie - rzucił krótko Harry i we dwójkę wyszli. Popatrzyłam się na blondynkę.
- Oj Rose, co ty ze sobą zrobiłaś - dziewczyna westchnęła i do mnie podeszła, po czym mokrą szmatką zaczęła zmywać ze mnie zaschniętą krew. - Chyba nie da to wiele. Najpierw coś zjesz, a potem pójdziesz do wanny - uśmiechnęła się do mnie pogodnie tak jakbym nie wyglądała wcale, jak kościotrup ani wcale nie byłam porwana. Perrie dała mi do jedzenia kawałek pizzy i colę do picia. Mój brzuch na widok kuszącego zapachu zareagował głośnym burczeniem, więc zaczęłam powoli konsumować. Czułam, jak organizm nabiera siły, dlatego grzecznie się wykąpałam i ubrałam się w to, co podała mi blondynka, czyli czarne legginsy i biały podkoszulek oraz białe tenisówki. - Teraz musisz iść do Liama - spojrzałam na nią przerażona i potrząsnęłam głową
- Nie, nie pójdę do niego - powiedziałam zachrypniętym głosem.
- Musisz - wzięła mnie za ramię i zaciągnęła do gabinetu. Czy tutaj nikt nie potrafił grzecznie zaprowadzić cię do wskazanego miejsca, tylko musiał cię brutalnie ciągnąć?! - Czekaj tu na niego, będzie za chwilę. - Posadziła mnie na kanapie, a ja grzecznie czekałam, aż przyjdzie mój porywacz.
- Wstawaj, kto ci pozwolił siedzieć - z zadumania wyrwał mnie ostry głos, a ja podniosłam się na równe nogi. - Przynajmniej słuchasz się, w odróżnieniu od twojego ojca.
- Masz zamiar obrażać mojego ojca? - zanim zdążyłam się zorientować, to zdanie wypłynęło z moich ust. Kiedy spojrzałam na Liama i wyraz jego twarzy zaczęłam się trząść i cofać pod ścianę, czułam, jak robi mi się coraz słabiej, gdy on był bliżej, gdy stanął z moją głową, pomiędzy jego rękoma zjechałam po ścianie, tracąc przytomność.
Obudziłam się, leżąc na łóżku w pokoju z jednym oknem z betonowymi ścianami, mimo wszystko był nawet...przytulny. Dźwignęłam się ostrożnie na łokciach i rozglądnęłam dookoła. Nagle drzwi się otwarły i stanął w nich mulat.
- Liam się wkurzył albo wkurwił - zaśmiał się, a ja poznałam ten głos. To on mnie zniósł do piwnicy! - Jestem Zayn tak przy okazji. A wracając do Liama, musisz zacząć jeść, bo on nas pomorduje. To teraz twój pokój. Drzwi otwierają się tylko od zewnątrz, chyba że masz klucz, a go nie masz. Szyba jest kuloodporna, więc nie rozwalisz jej niczym. W szafie i w łazience masz swoje rzeczy. Będziemy ci przynosić jedzenie i chyba to...tyle. - Posłał mi uśmiech i wyszedł, a ja powoli zsunęłam się z łóżka, stając bosymi stopami na zimnych panelach i przebiegłam do łazienki, która miała ogromną wannę. Pootwierałam szafki, miałam wszystkie swoje rzeczy oprócz ręczników, które były nowe, białe i puchate. Puściłam wodę do wanny i poszłam do szafy w poszukiwaniu czegoś do ubrania. Wzięłam sobie spodenki z dresu i krótki crop top na ramiączkach i wróciłam do łazienki, dolałam do wody trochę olejku do kąpieli i zakręciłam kran, po czym rozebrałam się i zanurzyłam po szyję w ciepłej wodzie. Leżałam w niej, dopóki nie usłyszałam otwierania drzwi.
- Rose? - usłyszałam Perrie, więc wyszłam z wanny i owinęłam się ręcznikiem.
- W wannie! - krzyknęłam z nadzieją, że mnie usłyszy, chwilę później usłyszałam ciche pukanie do drzwi łazienki. - Wejdź.
- Przyniosłam jedzenie - blondynka posłała mi uśmiech, a ja kiwnęłam głową. - Dobrze, że się zadomowiłaś. W biurku masz iPoda i iPada, ale nie pisz gdziekolwiek czy do kogokolwiek, żeby ci pomógł, bo zaszkodzisz sobie i im. Wszystkie takie wiadomości zostaną automatycznie usunięte.
- Jasne, dzięki. Będę mogła czasem wyjść na powietrze, czy nie?
- Liam da ci tydzień na przemyślenie wszystkiego...potem weźmie cię na rozmowę. Chciał to zrobić teraz, ale ty zemdlałaś - zachichotała. - Wiesz, jaki był przerażony, gdy wyniósł cię taką bledziutką? Nigdy go takiego nie widziałam. Jakby nie wiedział, co ma zrobić, ale okej, nie przeszkadzam ci. Dobranoc.
- Dobranoc Perrie i...
- Tak? - dziewczyna się obróciła.
- Mogłabyś przyjść jutro? Chciałabym z kimś czasem pogadać.
- Jasne - blondynka puściła mi oczko i wyszła.


____________

A/N:
Dodaje dzisiaj, ponieważ przez resztę tygodnia nie będę miała czasu
Następny 17.07 około godziny 19.30

Czytasz = komentujesz
Piszcie kogo mam informować
Informuje tylko za pośrednictwem twittera